środa, 27 marca 2013

The Walking Dead Season 3 Episode 15

Uwaga, tekst zawiera spoilery. Czytacie na własną odpowiedzialność.
To był już przedostatni odcinek trzeciego sezonu i powiem że był po prostu świetny. 

"This Sorrowful life" był moim zdaniem jednym z najciekawszych odcinków sezonu. Rick ma do podjęcia ciężką decyzję w sprawie Michonne. Czy wystawić ją na łaskę Gubernatora i być może zapobiec tym "wojnie"? Mimo sprzeciwu Daryll'a Rick jednak postanawia oddać Michonne w ręce wroga. 

Były Szeryf wybiera do tego zadania Merle'a, bo wie że on sam mógłby się rozmyślić. Jak sam zainteresowany wielokrotnie powtarzał wszędzie był chłopcem od brudnej roboty, dlatego to zadanie, nie sprawi mu problemów. 

Jak Merle przewidział Rick się rozmyślił, ale było już za późno. Wspólna wyprawa "chłopca od brudnej roboty" i Michonne owocowała w multum genialnych scen i dialogów. Dzięki temu mogliśmy wedrzeć się w głąb psychiki Merle'a i zrozumieć jego charakter. Zabił szesnastu ludzi, wszystkich za czasów pobytu w Woodbury, wie, że został wykorzystany i to odcisnęło na nim swe piętno. 
Szczerze, zaskoczyło mnie gdy, Merle wypuścił Michonne. Tak naprawdę dowiezienie Michonne było dla niego sprawą drugorzędną  On chciał po prostu za wszelka cenę ochronić brata i nie dopuścić do tej wojny, i to moim zdaniem robi z Merle'a bohatera którego można polubić  Michael Rooker uczynił z postaci Merle'a, bohatera wielowymiarowego i to jest jeden z największych plusów sezonu.

Merle postanowił jako kolejny zabić Gubernatora. Scena w której się upija Whisky i zwraca uwagę "Sztywnych", by móc ich zaprowadzić do bram Woodbury była fajna i dość pomysłowa. 

Merle zadał Gubernatorowi spory cios i na pewno utrudnił mu wygranie "wojny" z mieszkańcami więzienia, ale za jaką cenę. Kilka ludzi z Woodbury zginęło, ale śmierć poniósł sam Merle. Jego walka z Philipem była brutalna (Governor odgryzł mu dwa palce :O). Jest to jedyna postać której śmierci będę żałował. Nie dbał o siebie, jedyna rzeczą na tym świecie która miała dla niego jaką kol wiek wartość był jego brat. Z tego powodu Merle był moim zdaniem, jedna z najciekawszych  i w swoim rodzaju najmilszych jak i za razem najwredniejszych postaci w serialu.

Gdy Daryll podążając za swoim bratem, w końcu go znalazł było już za późno. Jak Daryll znalazł Merle'a zżerającego czyjeś flaki ogarnęły go smutek i gniew. Scena była naprawdę mocna. Czuć było smutek i rozpacz, po prostu współczułem Daryll'owi (choć chwilami można było można się przyczepić, że Norman Reedus mógł to zagrać trochę lepiej ;P).
Glenn w końcu postanowił się ożenić z Maggie(choć na razie się tylko zaręczyli ;D). Po otrzymaniu błogosławieństwa od Herschel'a i skombinowaniu pierścionka zaręczynowego (wyrwany z palca trupa ;P), poprosił Maggie o rękę. Scena była przeurocza, i była idealna równowaga dla dość ponurego klimatu odcinka.

W końcu Rick zakończył swą dyktaturę i uświadomił wszystkim, że grupa przetrwała nie tylko dzięki mu, ale dzięki wszystkim członkom. Pozostał liderem, ale zmienił swoje postępowanie mówiąc wprost: "Nie jestem Gubernatorem". Nie chce trzymać żelaznej ręki nad swymi podwładnymi i to jest moim zdaniem ogromny plus.

Na minus mogę zaliczyć fakt, że Michonne po wypuszczeniu przez Merle'a powróciła do wiezienia. Nie chodzi, o to, że nie chciałem, aby wróciła tylko trochę dziwne było, że powróciła do miejsca w którym wydali na nią wyrok.

Odcinek był smutny, a emocje grały w nim główna rolę. Zdecydowanie, był to jeden z najlepszych odcinków sezonu. Do końca sezonu pozostał nam jeden odcinek, czy będzie on równie dobry jak poprzednie, tego dowiemy się już za tydzień.

8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz